Możesz je zrobić samodzielnie, możesz cieszyć się ich smakiem, możesz uradować nimi znajomych. To naprawdę banalnie proste. I chociaż bułeczki nie są specjalnie zdrowe bo użyjemy białej mąki pszennej, to od czasu do czasu można przecież pozwolić sobie na lekkie odstępstwo. Ważne, żeby naprawdę było to od czasu do czasu. Będzie i tak o wiele zdrowiej, niż bazowanie na „świeżych” bułeczkach prosto z hipermarketowego pieca. Czemu użyłem cudzysłowu? Bo tak naprawdę pieczywo z tych sklepów jest tylko odgrzewane z ciasta wyprodukowanego wiele miesięcy wcześniej (najczęściej w Rumunii), które „ubogacone” jest polepszaczami i konserwantami. Nasze bułeczki będą od tego całkowicie wolne.
Zabieramy się do roboty. Potrzebna będzie:
- Mąka pszenna (kilo)
- Drożdże świeże (5 dkg)
- Sól (ok. 2 łyżeczki)
- Szczypta cukru (pożywka dla drożdży
- Letnia, przegotowana wcześniej woda (około 2 szklanki)
- Oliwa (4 łyżki stołowe)
Do około 0,3 l itra wody kruszymy drożdże, dodajemy szczyptę cukru i około 5 łyżek stołowych mąki. Mieszamy, przykrywamy lnianą ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia, w cieple, na około 30 minut. Do zaczynu (który już zaczyna bąbelkować) dodajemy stopniowo mąkę i zagniatamy ciasto. W dalszej kolejności dodajemy sól, oliwę i mąkę (ile ciasto przyjmie). Czasami „nie wchodzi” cały kilogram – ciasto nie może być zbite i twarde. Bardzo duże znaczenie ma mąka. Sprawdzona wielokrotnie i polecana jest mąka do ciasta drożdżowego z Lubelli. Nie nadaje się mąka tortowa, można ewentualnie użyć zwykłej (na przykład szymanowskiej). Ciasto kończymy zagniatać w momencie, kiedy przestaje się lepić do ręki. Wówczas ciasto ponownie przykrywamy ściereczką i zostawiamy do wyrośnięcia. Wyrośnięte ciasto rozwałkowujemy na grubość około 1,5-2 cm.
Bułeczki wykrawamy na przykład przy użyciu szklanki , układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy w temperaturze około 190-200 stopni przez 2 minut (niektóre piece mają specjalne programy, na przykład do pizzy i można ich śmiało użyć). Bułeczki wstawiamy do zimnego pieca.
Ważne uwagi:
- Zagniecione i nierozwałkowane ciasto można przechowywać śmiało w lodówce pod przykryciem – nic mu się nie stanie. Wykorzystujemy to robiąc często ciasto rano, a po powrocie z pracy tylko dokańczamy bułki (lub pizzę! bo to dokładnie to samo ciasto).
- Jeśli posmarujecie bułki jajkiem (lub oliwą) przed wstawieniem ich do pieca będziecie je można obsypać ziarnami sezamu, czarnuszki lub solą.
- Jeśli rozwałkujecie ciasto bardzo cienko, tak na 0,5 cm, wyrośnie Wam coś a’la mini calzone, warto tylko wówczas nieco skrócić czas pieczenia.
Bułeczki można oczywiście jeść z dowolnymi dodatkami. My bardzo często jemy je do barszczu:
Z buraków użytych do zrobienia barszczu można zrobić pyszną pastę, mieląc je z ugotowaną fasolą Jaś i z dodatkiem chrzanu. Wygląd równie ciekawy jak smak:
Spróbujcie upiec, naprawdę żadna filozofia, a doznania smakowe znakomite 🙂